poniedziałek, 11 lutego 2013

Moje pierwsze creme brulee bez palnika

- czyli waniliowa pycha


Dziś wpadły do mnie dwie koleżanki ze szkoły, chciałam poczęstować je czymś ekstra... i wyszło..a przynajmniej one tak twierdziły.. Mi smakowało bardzo, więc chyba nie kłamały :) hehehe  Nigdy wcześniej nie robiłam i nie jadłam tego deseru, więc nie mam porównania. Co do konsystencji, to mogę powiedzieć, że jest kremowa, zwarta, puszysta a wierzch chrupiący.. natomiast smak....niebo w gębie, waniliowa słodycz. Z podanej niżej porcji zrobiłam deser dla trzech osób, ale teraz wiem, że spokojnie mogłam "wyprodukować" sześć, ponieważ krem, choć przepyszny, to dość słodki. I tak wybrałam taki przepis, gdzie cukru było najmniej, następnym razem (bo na pewno będzie) dodam go mniej i crème brûlée podam w mniejszych ramekinach.

 
Ciekawostką jest, że chrupiący wierzch przygotowałam bez użycia piekarnika, a pomysł zapożyczyłam od dream-about-muffins..sprawdził się, choć pracy przy tym jest zapewne więcej niż z użyciem palnika gazowego. Dziękuję :) Sekret tkwi w tym, że bierzemy niepotrzebną, starą łyżeczkę, podgrzewamy ją bardzo, bardzo mocno nad płomieniem i przykładamy do warstwy z brązowego cukru.

Składniki (u mnie na trzy ramekiny o wys. 5cm, i średnicy 10cm - polecam użyć mniejsze miseczki, lub nalać mniej masy do środka)
  • 300 ml śmietanki 36%
  • 4 małe żółtka (lub 3 duże)
  • 2/3 laski wanilii
  • płaska łyżeczka cukru waniliowego
  • szklanka i półkopiasta łyżka cukru pudru (jak dla mnie wystarczy szklanka)
  • brązowy cukier na wierzch 

Produkty, głównie żółtka, powinny mieć temperaturę pokojową.  Śmietanę podgrzewamy na małym ogniu z cukrem pudrem (jedną łyżkę zostawiamy do ubicia żółtek), cukrem waniliowym i ziarnami wanilii wraz z korzeniem. Mieszamy od czasu do czasu. Kiedy masa zacznie się gotować, tak że na brzegach garnka pojawią się bąbelki, zdejmujemy z ognia. Żółtka z łyżką cukru pudru ubijamy mikserem na gładką masę, niekoniecznie puszystą ( w zasadzie najlepiej będzie jeśli nie napowietrzymy za bardzo masy, ale jak się nam nie uda to bez paniki, też wyjdzie), ale istotne aby krem był prawie biały. Do tak przygotowanej masy z żółtek dodajemy lekko ostudzoną, ale wciąż ciepłą śmietanę (oczywiście wyciągamy z niej wcześniej korzenie wanilii). Robimy to stopniowo, dodając po łyżeczce i wciąż miksujemy, a to po to, aby krem nam się nie zważył. Gotową masę przekładamy do ramekinów, w których podamy creme brulee. nie napełniajmy ich po brzegi, bo krem w trakcie pieczenia urośnie.
Piekarnik nastawiamy do 150 st.C. Naczynia umieszczamy w brytfance/wysokiej blaszce/czy innym żaroodpornym naczyniu i wlewamy do niego wody do 3/4 wysokości miseczek z creme brulee. Pieczemy przez 25 minut (u mnie dolna i górna grzałka), następnie zmniejszamy stopnie do 110 i pieczemy kolejne 25 minut. Obserwujcie swoje creme brulee, ważne żeby się nie przypaliło. Przeglądałam wiele przepisów i niektórym deser ten wychodził półpłynny, innym bardziej zwarty i puszysty (tak jak mi), więc nie powiem Wam, jaka konsystencja jest idealna. Mi moje creme brulee smakowało, ale jeśli wyjdzie Wam bardziej lejące, to spokojnie, pewnie też będzie pyszne.
Po upieczeniu studzimy deser i chłodzimy go w lodówce kilka godzin, a najlepiej całą noc - tak przynajmniej radzą eksperci - ja swoje wyciągnęłam po dwóch godzinach. 
Po schłodzeniu wierzch kremu przecieramy papierowym ręcznikiem kuchennym, aby ściągnąć kropelki wody, które się tam zgromadziły. Robimy to bardzo delikatnie.  Później posypujemy wierzch cienką warstwą brązowego cukru (około łyżeczki), ale tak aby pokryć nim cały creme brulee. 
Następnie, bardzo mocno rozgrzewamy łyżeczkę nad płomieniem (ogrzewamy około 1-2 minuty - tylko trzymajcie ją przez jakąś ściereczkę, żeby się nie poparzyć) i przykładamy ją do powierzchni cukru (będzie się fajnie dymić) na kilka sekund. Chrupiący wierzch gotowy :) Deser podajemy po przygotowaniu .




A to powód, dla którego macie wybrać starą łyżeczkę :)


 Deser bierze udział w akcji:

Walentynki 2013 - czym to się je? Zmagania sesyjne: karmimy móżdżek :)

11 komentarzy:

  1. Można też użyć piekarnika z opcją grill lub (ale to niesprawdzone) gazowej zapalarki, takiej co ma płomień jak zapalniczka, ale odległość od palców większą, bez szkody dla zastawy przynajmniej ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Moja Pani Doktor wspomniała mi o tej opcji z grillem, podobno Pascal ostatnio coś takiego pokazywał w programie, ale ja przez pośpiech włączyłam górną grzałkę, a nie grill (nie wiem czy to jakaś duża różnica) i po paru minutach zrezygnowałam, ponownie schłodziłam krem i dokończyłam z użyciem łyżeczki. A wiesz może ile minut trzeba w tym piekarniku na grillu trzymać, sprawdzałaś to?

      Usuń
  2. właśnie dziś zamówiłam kokilki więc przepis mi się przyda :) tylko te łyżeczki mnie troszkę przerażają ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, daj znać jak wyszło.
      Ja po prostu tych łyżeczek nie przecierałam szmatką..a łyżeczki wykorzystam do kolejnych creme brulee, więc wydatek jednorazowy - całe szczęście kupiłam je w markecie po złotówce :)

      Usuń
  3. Kocham creme brulee... Szkoda tylko, ze tyle z nim zachodu... Aj, zey ktos tak dla mnie sie chociaz raz wysilil. Nie musialoby byc nawet walentynkowo ;):)

    Bardzo dziekuje za udzial w akcji! I do zobaczenia juz za rok! ;)
    Kasia

    www.lejdi-of-the-house.bloog.pl

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie mówi się "Mi smakowało" na litość boską, tylko "Mnie smakowało"

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak nie masz nic ciekawego do powiedzenia to nie komentuj :P

      Usuń
  5. Zapalniczka żarowa też spełni zadanie tylko ustawić największy ogień

    OdpowiedzUsuń
  6. Mozna na krem polac troche spirytusu i podpalic-cukier sie skarmelizuje a deser plonacy to extra widoczek :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Dziękuję za rady..na pewno wykorzystam:)

    OdpowiedzUsuń